Spojrzeć na świat na nowo


Z jednej strony młodzi entuzjaści nowych technologii, z drugiej – starsi, pełni cierpliwości ludzie, gotowi dzielić się doświadczeniem życia z niepełnosprawnością. W Warszawie spotkali się niewidomi z Austrii, Belgii i Polski

Są wśród nich niewidzący od urodzenia i tacy, którzy większość życia widzieli, bo geny odpowiedzialne za utratę wzroku uaktywniły się dopiero w dojrzałym wieku. Najmłodsi mają 23 lata, najstarsza uczestniczka 79. Zapału może im pozazdrościć niejeden pełnosprawny człowiek. Problem w tym, że wielu z nich brakuje przestrzeni do aktywności – część z nich pochodzi z miejscowości, w których nie dzieje się aż tyle, co w dużych miastach. Są więc skazani są na pomoc rodzin, które miewają trudności z akceptacją niepełnosprawności.
Takim właśnie osobom warszawski oddział Polskiego Związku Niewidomych (PZN) – z Anną Lemańczyk jako inicjatorką – zaproponował realizację projektu Ponad barierami i granicami, finansowanego przez program Erasmus+. Pomysłodawcom zależało na międzypokoleniowej i międzykulturowej wymianie doświadczeń i sposobów uczenia się. Dlatego do współpracy zaproszono Austriacki Związek Osób Niewidzących i Niedowidzących.

– Chcieliśmy, by wśród polskich uczestników przedsięwzięcia były osoby z różnych miejsc w kraju. Różnorodność sprawia, że można nauczyć się więcej – niewidomi wymieniają się doświadczeniami i inspirują do działania – mówi Anna Lemańczyk z PZN. – Obecność obcokrajowców otwiera z kolei na inną kulturę. Ważna jest też różnica wieku: młodzi uczą starszych obsługi komputera, a starsi młodych uczą cierpliwości, pokazują, że bycie niewidomym nie przeszkadza w założeniu rodziny i prowadzeniu domu – dodaje. Podczas czterech dni spędzonych wspólnie w Warszawie blisko 40 osób wzięło udział w warsztatach z obsługi komputerów i innych urządzeń elektronicznych i doskonaliło podstawowe umiejętności, takie jak: pisanie, liczenie czy rozpoznawanie nominałów banknotów i monet. Niewidomi uczyli się też wzajemnie, jak poruszać się w przestrzeni publicznej i jak prosić o pomoc.

Zostaje garstka

Barbara Strągowska ma 56 lat, przyjechała z Gdyni. Zawsze słabo widziała, ale do 40. roku życia pracowała w szkole muzycznej jako nauczycielka teorii muzyki. – Musiałam zrezygnować z pracy, bo przestałam widzieć nuty. Od 10 lat nie widzę zupełnie. Dzięki temu spotkaniu, po długiej przerwie zaczęłam używać języka angielskiego, co mnie bardzo cieszy. To, co mnie najbardziej porusza u obcokrajowców, to ich otwartość. Polacy są ciągle bardzo zamknięci, potrzebują się uczyć tej otwartości – mówi.
Przyznaje, że sporo czasu zajęło jej oswojenie się z nową sytuacją życiową. Człowiekowi, który przez część swojego życia widział, a potem stracił wzrok, dużo trudniej przezwyciężyć trudności i chwile smutku. Często też nawet najbliższa rodzina nie wie, jak dostosować się do nowej sytuacji. Część osób się odcina i wokoło pozostaje garstka, na którą można liczyć. Pani Barbara na co dzień spędza czas w domu. Jej aktywność ogranicza się do rozmów telefonicznych. Sprząta i gotuje dla męża, który ciągle pracuje zawodowo. Najbardziej chciałaby dostać psa przewodnika. Obecnie jej nie przysługuje, bo nie uczy się i nie pracuje, a taki trzeba spełnić warunek.

Milena ma 23 lata, jest niewidzącym dzieckiem widzących rodziców. Mieszka pod Kielcami i studiuje anglistykę. Pracuje w fundacji „Szansa dla Niewidomych”. Przyznaje, że jej rodzice są nadopiekuńczy i jej aktywność czasami ich przeraża. Wspomina, że najtrudniejsze w jej przypadku było przełamanie nieśmiałości. Kiedy chwalę jej piękny, angielski akcent i niezwykłą łatwość w porozumiewaniu się tym językiem, mówi, że zawsze była uparta. Wspomina, że czas spędzony w Towarzystwie Opieki nad Ociemniałymi w Laskach był dobrą szkołą życia.

Praca czy iluzja

W sali słychać cztery języki – niemiecki, francuski, angielski i polski. Solidarnie wszyscy zgadzają się na rozmowę po angielsku. Ci, którzy mają problem ze zrozumieniem, korzystają z pomocy siedzących obok przyjaciół. Niewidomi podzieleni na międzynarodowe grupy omawiają różne tematy: możliwość zatrudnienia, edukacji, uczestnictwa w kulturze i życiu społecznym, uzyskania wsparcia finansowego.
W jednej z grup dyskutowane jest ważne spostrzeżenie – w warszawskim metrze lektor informuje na każdej stacji, z której strony otworzą się drzwi. – Dobrze by było, gdyby w każdym autobusie kierowca pamiętał o włączeniu lektora zapowiadającego przystanki – dodaje ktoś inny.

Łatwo nie mają także osoby chcące założyć własny biznes. Frederick z Austrii organizuje czasami pokazy sztuczek iluzjonistycznych. Myślał o założeniu własnej firmy, ale dowiedział się, że jeśli to zrobi, straci zasiłek dla osób niepełnosprawnych. W Polsce natomiast orzeka się niepełnosprawność w skali trzystopniowej. Niewidomi mają wpisane w dokumentach: niezdolny do pracy, niezdolny do samodzielnego życia... – Jak potencjalny pracodawca ma się czuć zachęcony do zatrudnienia niewidomego, kiedy czyta coś takiego? – pyta jeden z uczestników.

Czterodniowe spotkanie w Warszawie było dla niewidomych prawdziwym świętem. Oprócz warsztatów zwiedzili Stare Miasto, Krakowskie Przedmieście i Ogród Saski. Odwiedzili też siostry Franciszkanki i posłuchali muzyki klasycznej w Austriackim Forum Kultury. Wszystko w atmosferze przyjaźni i zrozumienia. Nawet obserwowany przeze mnie pies przewodnik czuł się tu dobrze. Relacji z osobą, której pomagał nie można nazwać pan-podwładny. Raczej był to duet doskonały. Jednym z największych problemów osób niewidzących jest brak zatrudnienia. W tej grupie nie ma osoby, która nie chciałaby podjąć pracy. Bardzo trudno ją jednak znaleźć – żalą się uczestnicy z Austrii i Polski. Austriacki rząd przyjął rozporządzenie, według którego w sektorze publicznym i biznesie 2 proc. miejsc musi być zarezerwowanych dla osób niepełnosprawnych. To jednak nie rozwiązuje problemu, bo firmy wolą zapłacić karę w wysokości 3000 euro rocznie niż wypełnić zobowiązanie.

stopka strony