Po co ci staż w Ombudsman - rozmowa z Alessandro Del Bon
Jest Pan ciekawym przypadkiem pracownika instytucji unijnej, który przeszedł drogę od stażysty do szefa działu personalnego, administracyjnego i budżetowego w jednym.
Rzeczywiście miałem takie szczęście. Aplikowałem o staż w 1998 r., kończyłem właśnie studia. Biuro Europejskiego Rzecznika Praw Obywatelskich było tylko w Strasburgu i pracowało w nim może 20 osób.
Na Pana oczach rozwijało się nie tylko Biuro Rzecznika Praw Obywatelskich, ale również cała Unia Europejska. Kawał historii.
Jestem osobą, która pojawiła się w odpowiednim miejscu, o właściwym czasie. Wtedy wszedłem z aplikacją w ręce z ulicy. Dziś już nic takiego nie ma miejsca. Proces rekrutacji jest złożony, a my ciągle coś zmieniamy. W ostatnim naborze wpłynęło 750 zgłoszeń.
Jaki jest profil ludzi starających się o staż?
To głównie absolwenci prawa, często po doktoratach. Po liczbie aplikacji widać, w których krajach prawnicy mają problem z zatrudnieniem. Ale wielu z nich to prawdziwi pasjonaci, chcą zdobyć doświadczenie w instytucji unijnej, bo traktują ją prestiżowo. Mamy więc sporo aplikacji z Włoch i Grecji, zauważalna liczba spływa z Polski, ale na przykład nie ma w ogóle chętnych z Wielkiej Brytanii.
Ciekawy obrazek polityczny się z tego wyłania.
Brytyjczycy nigdy nie byli entuzjastami jeśli chodzi o pracę dla instytucji unijnych. Kiedy Włoch mówi, że zrobił staż w takim miejscu, wszyscy mu gratulują, natomiast Brytyjczyk raczej się z tym ukrywa – tak było zawsze – nie tylko w okresie kampanii brexitowej. To samo dotyczy krajów skandynawskich – Norwegii, Szwecji.
Jest jakiś profil stażysty, który wyjątkowo się wam przydaje?
Kiedyś przy każdej rekrutacji zwracaliśmy uwagę, żeby zatrudnić Polaka, bo bardzo dużo zażaleń wpływało z Polski - głównie z więzień - i stażysta z ojczystym językiem polskim był nam niezbędny.
Pięć lat temu zmieniliśmy jednak strategię, bo stażyści zaczęli narzekać na powtarzalność pracy. Odpowiadanie na zażalenia nudziło się po 2 miesiącach, ludzie szukali wyzwań, ponieważ u nas staże trwają 12 miesięcy.
Poszliśmy za tym głosem i teraz odpowiedzi na zażalenia pisze się na początku, później dochodzą inne obowiązki. Pozwalamy stażystom uczestniczyć w spotkaniach z dyrektorami, wysyłamy ich na szkolenia, są traktowani po partnersku. Kiedy staż dobiega końca, każdy czuje, że mocno w niego zainwestowaliśmy. U nas stażyści nie są od parzenia kawy.
Na co w pierwszej kolejności zwracacie największą uwagę w zgłoszeniu?
Na motywację. Jeśli ktoś napisze trzy zdania, w których wymieni międzynarodowe środowisko i możliwość używania języków obcych, których wcześniej się nauczył, to z pewnością odrzucimy taką kandydaturę. To musi być przynajmniej jedna strona tekstu, w którym widać, że aplikant wie czym zajmuje się instytucja i jest autentycznie zainteresowany dokładnie tym miejscem, a nie innym.
Jeszcze w ubiegłym roku nie było elektronicznego systemu zgłoszeń. Aplikacje trzeba było wysłać tradycyjnie pocztą. W ten sposób wyławialiśmy świadome, zdeterminowane osoby.
Zatrudnienie 22-23 latków tylko po licencjacie raczej się nie zdarza. Ponieważ w większości aplikują osoby z doświadczeniem, w naturalny sposób wypierają tych świeżo po studiach.
Zmieniliście również częstotliwość – aplikować można tylko raz w roku.
Kiedyś rozbiliśmy dwie rekrutacje – jesienną i wiosenną. W tym roku po raz pierwszy wyłoniliśmy kandydatów na te dwa sezony za pomocą jednej rekrutacji. Zobaczymy czy to zadziała - czy ludzie nie będą rezygnowali w okresie oczekiwania na staż. Wtedy szansę dostaną kolejni z listy.
Rozmawiała Urszula Kaczorowska
Fundacja Rozwoju Systemu Edukacji przygotowuje publikację na temat staży w instytucjach unijnych i jednostkach z nią współpracujących. Publikacja ukaże się w końcówce roku, ale już teraz sukcesywnie będziemy publikowali wywiady z osobami, które odbyły staże.