Dziwny. Inny. Różny
Międzynarodowe wyjazdy są olbrzymim doświadczeniem i lekcją patrzenia na świat z INNEJ perspektywy. Powiedzenie „Co kraj, to obyczaj” nie wszystko tłumaczy - pisze Marcin Hościłowicz, laureat nagrody EDUinspirator.
Mój pierwszy projekt z uczniami. Rok 1999 – wyjazd do Południowej Karoliny w USA z licealistami i moim przyjacielem Jeffem, nauczycielem-wolontariuszem Korpusu Pokoju. Duże emocje – wiza służbowa na dziesięć lat, pierwszy lot transatlantycki, American Dream i wizja komunikacji z Amerykanami. Przylot, odprawa celna, odbiór bagażu, przywitanie przez naszych gospodarzy, przejazd do domu. Gdy wysiadaliśmy z samochodu, jeden z uczniów pozwolił sobie na komentarz:
– Ale Wy, Amerykanie macie dziwne samochody!
– To znaczy? – spytał Roger, wujek Jeffa.
– Bo z automatyczną skrzynią biegów – wyjaśnił chłopak.
– Nie, my mamy normalne samochody. To u was są dziwne, bo mają skrzynie manualne – odparł Roger. I dodał po chwili: – My po prostu mamy różne samochody – nie są dziwne ani egzotyczne. Są RÓŻNE.
I wtedy to dało mi do myślenia – międzynarodowe wyjazdy są olbrzymim doświadczeniem i lekcją patrzenia na świat z INNEJ perspektywy. Powiedzenie „Co kraj, to obyczaj” nie wszystko tłumaczy. Erasmus to skok na głęboką wodę, a różnice między naszym krajem a krajem goszczącym mogą dotyczyć najmniejszych rzeczy.
Dla wielu młodych osób nagłe zetknięcie z nieznanymi zwyczajami bywa stresujące. W ekstremalnych przypadkach szok kulturowy sprawia, że trudno się cieszyć erasmusowym doświadczeniem. W 2014 roku pojechałem w ramach Erasmusa na wykłady na Universidad de Castilla–La Mancha w Ciudad Real (Hiszpania), gdzie przy okazji spotkałem się ze studentkami z Polski, które były tam na stypendium Erasmusa. Opowiadały mi, że trudno im się zintegrować z Hiszpanami, którzy zamykają się w swoich grupach i chodzą na imprezy nad ranem. Okazało się, że dziewczyny wśród przyjaciół mają Polaków, Słowaków i Rumunów…
Realizując Erasmusa, często też jestem też zmuszony mierzyć się ze stereotypami. Tak było choćby z propozycją współpracy ze szkołami z Grecji i Turcji, do której nie doszło z powodu uprzedzeń nauczycieli greckich w stosunku do Turków. Z kolei moje doświadczenie z uczniami z obwodu kaliningradzkiego jest dowodem na przełamywanie barier. Gdy chodziliśmy po ulicach Kaliningradu, Rosjanie zaczepiali nas i pytali, skąd jesteśmy i po co przyjechaliśmy. Ich komentarze w rodzaju: „Dziękujemy, że do nas przyjeżdżacie, bo nikt nas nie chce odwiedzać, a my jesteśmy dobrzy ludzie”, bardzo nas wzruszały. Czy to powróci?
Erasmus+ jak każda przygoda ma swoje wyzwania. Uczy otwartości i patrzenia na inne kultury ze zrozumieniem, bez oceniania. Pokazuje, że nasze postrzeganie świata to tylko jedna z perspektyw. Przekonałem się o tym już podczas pierwszej wyprawy do USA. A w Polsce jest coraz więcej samochodów z automatyczną skrzynią biegów… i to nie jest dziwne.