Życie zaczyna się po pracy
– Korporacje w Pradze zatrudniają bardzo dużo obcokrajowców, bo Czesi często nie są zainteresowani robieniem kariery. W Polsce to nie do pomyślenia – o czeskim rynku pracy opowiada Katarzyna Kandefer.
Czy Czesi są podobni do Polaków?
Katarzyna Kandefer: – To podobieństwo bywa pozorne, co widać chociażby w języku czeskim. Słowa brzmią znajomo, ale czasem zwodzą na manowce, jak choćby osławiony „čerstvý chléb“, czyli świeży. Albo „chytrá dívka”, czyli mądra dziewczyna. Gdy szukałam mieszkania w Pradze, miałam agenta nieruchomości, który nie mówił po angielsku. Porozumiewaliśmy się więc po polsko-czesku. Ale jak powiedziałam, że wciąż szukam (czeskie niecenzuralne „šukam”) mieszkania i żeby dał znać, gdyby coś miał, to więcej się nie odezwał. Po pięciu latach w Pradze nauczyłam się podstawowych zwrotów, ale komunikowałam się przede wszystkim po angielsku. Zarówno w życiu codziennym, jak i w pracy.
Jak znalazłaś się w Pradze?
– W 2015 r. dostałam pracę w międzynarodowej korporacji, która zatrudniała młodych absolwentów w ramach współpracy ze Szkołą Główną Handlową w Warszawie, na której studiowałam. Wymagana była znajomość języka angielskiego i dwóch innych. W moim przypadku był to polski i rosyjski. Wcześniej byłam na wymianie studenckiej w Rosji i po powrocie trudno było mi się odnaleźć, czułam, że chcę poszukać swojego miejsca gdzie indziej. To oferowała mi moja firma, czyli United Technologies, produkująca m.in. części dla przemysłu lotniczego, która najpierw zaproponowała mi pracę w dziale finansowym w Birmingham, po roku w Pradze, a rok później w Paryżu. Na koniec znowu wylądowałam w Pradze i zostałam tam aż 4 lata.
Tak częste przeprowadzki nie męczą?
– Na pewno nie sprzyjają zapuszczaniu korzeni. Za każdym razem trzeba budować sobie świat od nowa, poznawać ludzi. W Pradze biuro było małe, tylko kilkoro współpracowników z różnych części Europy, w dodatku starszych ode mnie, z rodzinami z dziećmi, a więc prowadzących inny tryb życia niż ja. Ludzi, których poznałam podczas pierwszego pobytu, już tam nie było, rozjechali się po innych miastach. Na szczęście w Pradze bardzo łatwo poznać ekspatów, bo odbywa się mnóstwo wydarzeń dla obcokrajowców: wspólne wyjścia na imprezy, do restauracji, teatru czy kina, granie w planszówki, a nawet wycieczki za miasto. Poszłam na jedno takie wydarzenie, nie znając zupełnie nikogo, co nie do końca leży w mojej naturze. Ale przełamałam się i tego wieczoru poznałam Rosjankę, z którą się zaprzyjaźniłam. Razem z innymi dziewczynami stworzyłyśmy paczkę znajomych, do której z czasem dołączyli jeszcze znajomi mojego chłopaka Włocha. Dzięki temu wkrótce zaczęłam czuć się w Pradze jak w domu.
Praga to dobre miejsce do życia?
– To piękne, historyczne miasto, z dużą liczbą parków, zieleni miejskiej, ale też mnóstwem knajp. Czesi raczej nie zapraszają znajomych do domu, spotykają się przy piwie w hospodach, które niemal zawsze są pełne. W mieście czuje się ten luz. Gdy się tu przeprowadzałam, sądziłam, że mentalnie Czesi są podobni do Polaków, ale okazało się, że mają dużo bardziej beztroskie podejście do życia. Praca jest dla nich tylko środkiem do tego, by zarabiać pieniądze i spędzać czas z rodziną, znajomymi, na świeżym powietrzu. Dlatego tamtejsze korporacje zatrudniają tak dużo obcokrajowców: bo Czesi często nie są zainteresowani awansem. W Polsce to nie do pomyślenia, bo wszyscy są skupieni na karierze. W Czechach ludzie wolą zarobić mniej, ale dzięki temu nie robić nadgodzin i mieć więcej czasu na odpoczynek. W letnie weekendy poza centrum w Pradze tylko hula wiatr. Miasto jest wyludnione, bo wszyscy wyjeżdżają do swoich podmiejskich dacz.
Trudno było wynająć mieszkanie w Pradze?
– Gdy pierwszy raz tam zamieszkałam, wynajmowałyśmy z koleżanką 90-metrowe mieszkanie obok parku za 23 tys. koron czeskich miesięcznie, czyli ok. 4,5 tys. zł. Gdy przyjechałam rok później, to samo mieszkanie podrożało już do 30 tys. koron, czyli niecałe 6 tys. zł. Za każdym razem, gdy się przeprowadzam, muszę znaleźć dla siebie mieszkanie, moja firma zatrudnia tylko agencję, która mi w tym pomaga. Ale i tak było ciężko. W końcu udało mi się „odziedziczyć” mieszkanie po koledze. Za wynajem nieumeblowanego, 49-metrowego mieszkania płaciłam ok. 22 tys. koron miesięcznie. Sporo, ale to atrakcyjna, zielona dzielnica: Vinohrady. Niektórzy wydają na wynajem mieszkania nawet 50 proc. swojej miesięcznej pensji. Sytuację, podobnie jak w Warszawie, skomplikowała wojna w Ukrainie, bo w mieście pojawiło się sporo uchodźców, którzy również potrzebują mieszkań.
Rozważasz kupno mieszkania?
– Właśnie je kupiłam, ale w Krakowie, do którego niedawno się przeprowadziłam. Wcześniej szukałam mieszkania w Pradze, ale bardzo trudno było znaleźć coś w dobrej cenie. A jeśli już się znalazło, to trzeba było natychmiast się decydować, bo po chwili przychodził ktoś z 8-10 mln koron czeskich w walizce i zgarniał 50-metrowe mieszkanie. Ceny nieruchomości w Pradze bardzo wzrosły w ostatnich latach i gdy ktoś mówi mi, że w Polsce już dłużej rosnąć nie mogą, to powinien rozejrzeć się, co dzieje się w innych dużych miastach w Europie. Mam jednak wrażenie, że w Czechach dużo lepiej jest zorganizowany rynek kredytów hipotecznych. Większość ludzi wybiera ratę ze stałym oprocentowaniem, więc teraz, w czasach inflacji, nie boryka się ze skutkami podwyższania stóp procentowych. A inflacja w Czechach jest nawet wyższa niż w Polsce.
Koszty życia są wysokie?
– W mojej firmie zaczęłam pracę od bardzo dobrej pensji, która może z czasem nie rosła tak szybko jak koszty życia, ale i tak jest zadawalająca. Gdy pierwszy raz mieszkałam w Pradze, to w stołówce firmowej można było zjeść obiad za 80 koron, czyli 15 zł. Dziś to już bardziej 25 zł, więc ceny z pewnością rosną. Z drugiej strony na początku 2021 r. państwo obniżyło podatek dochodowy. Żeby być w drugim progu, trzeba naprawdę bardzo dobrze zarabiać. W Czechach nigdy do tego progu nie doszłam, choć w Polsce dawno bym go przekroczyła. Do tego dochodzą korporacyjne benefity: karta sportowa czy karta Sodexo do płacenia za zakupy. W Czechach bardzo cenię też system ochrony zdrowia. Gdy po przyjęciu szczepionki przeciw COVID w Polsce miałam niepokojące objawy, zgłosiłam się do szpitala i usłyszałam, że jestem hipochondryczką. W Pradze nikt mnie nie zbył, zrobiono mi badania, wyjaśniono nieprawidłowości.
Dlaczego zdecydowałaś się wrócić do Polski?
– Zaważyły względy osobiste, bo mój partner dostał pracę w Krakowie. Moja firma zgodziła się, żebym pracowała zdalnie, od czasu do czasu przyjeżdżając do biura. Wcześniej z pewnością to nie byłoby możliwe, ale dzięki pandemii zmieniły się zwyczaje w biurze. Wiele firm, zwłaszcza te, które zatrudniają międzynarodową kadrę, zrozumiało, że specjaliści mogą swoją pracę równie dobrze wykonywać zdalnie. Dzięki temu, że jestem w jednej firmie tak długo, wiele rzeczy jestem w stanie robić samodzielnie. Zresztą firma stawia na długoterminowe kariery, szkoli pracowników, spośród których niektórzy pracują nawet ponad 20 lat. Nie zamierzam zmieniać pracy w najbliższym czasie, choć nie przywiązuję się do żadnego kraju. W Krakowie kupiłam mieszkanie, ale nie czuję się związana z miastem. Mieszkanie zawsze można wynająć, więc nie wykluczam, że pomieszkamy jeszcze w innym kraju, zwłaszcza, że mój chłopak jest Włochem. Może gdzieś na południu Europy?
*Katarzyna Kandefer – rocznik '89. Absolwentka Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie i Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie. W ramach programu Erasmus studiowała też na Petersburskim Uniwersytecie Państwowym. Pracuje jako senior reporting manager w czeskim oddziale firmy Otis.