Fiesta, taniec i tapas
Patrycja Głowacka mieszka i pracuje w Hiszpanii. W Madrycie spodobało jej się tak bardzo, że póki co nie planuje wracać do Polski.
Hiszpania kojarzy się przede wszystkim z wakacjami. To dobre miejsce do pracy?
Patrycja Głowacka*: – Bardzo dobre, bo można pracować i jednocześnie cieszyć się urokami hiszpańskiego stylu życia. Zależy oczywiście, co kto lubi, ale ja uwielbiam się śmiać, spotykać z ludźmi, wychodzić na miasto. Fiesta, taniec, tapas to jest to, co mnie w tym kraju urzekło. Od dawna wiedziałam, że nie chcę mieszkać w Polsce, że mój temperament i osobowość bardziej pasują do krajów południowych. Sporo podróżowałam, m.in. spędziłam rok na Gran Canaria w ramach Wolontariatu Europejskiego, gdzie pracowałam w biurze rządowym. Podszlifowałam tam język hiszpański, który bardzo mi się podoba. I byłam gotowa do przeprowadzki.
Zaczęłaś szukać pracy w Hiszpanii?
– Najpierw próbowałam przenieść się do Madrytu w obrębie firmy, w której pracowałam w Warszawie. Mimo że to była międzynarodowa korporacja, a w pracy używałam języka angielskiego i hiszpańskiego, nie było to proste, więc ostatecznie zaczęłam szukać pracy na własną rękę. Po prostu przeglądałam oferty na hiszpańskich portalach i udało mi się znaleźć pracę jeszcze przed wyjazdem w amerykańskiej korporacji w Madrycie. Obecnie pracuję w korporacji amerykańsko-szwajcarskiej z branży farmaceutycznej. Mimo że studiowałam dziennikarstwo i stosunki międzynarodowe, w firmie zajmuję się monitorowaniem prowadzonych badań, jestem project managerem. Od zakończenia studiów postawiłam na pracę w korporacji, więc przy szukaniu pracy w Hiszpanii zdecydowało doświadczenie, ale też znajomość języków. Dziś pracuję po hiszpańsku, angielsku, czasem po włosku, a zdarza się, że też po polsku.
Jak wspominasz początki w Hiszpanii?
– Znałam już język, więc było mi łatwiej. Bez znajomości hiszpańskiego nie tylko trudno dostać tu pracę, nawet w międzynarodowych firmach, ale też funkcjonować na co dzień. W stereotypie o tym, że Hiszpanie niezbyt dobrze lub po prostu niechętnie mówią po angielsku, jest ziarnko prawdy. Gdy pierwszy raz byłam w tym kraju i nie mówiłam jeszcze po hiszpańsku, trudno mi było uzyskać od kogokolwiek pomoc na dworcu autobusowym. Podobnie jest w wielu innych miejscach w mieście, choćby w urzędach. A biurokracja w Hiszpanii jest dość rozbudowana i potrafi być przytłaczająca. Na szczęście po czterech latach tutaj czuję się już pewnie i jestem samodzielna: sama załatwiam sprawy w banku czy idę do lekarza. Lepiej też rozumiem zachowania Hiszpanów, np. to, że dziesięć razy potwierdzają spotkanie. Może z obawy, że ktoś się spóźni, bo panuje tu dość swobodne podejście do czasu. Choć akurat mój mąż, też Hiszpan, jest bardzo punktualny. Poznaliśmy się tu na miejscu. Choć to częsty scenariusz, nie wyjechałam za granicę z miłości.
A jak było ze znalezieniem mieszkania? Wielu mieszkańców dużych europejskich miast narzeka na patologie rynku mieszkaniowego.
– Gdy się przeprowadzałam, na szczęście miałam tu już znajomych z poprzednich pobytów. Wynajmowałam pokój w mieszkaniu, w którym mieszkali. Ale od innych znajomych wiem, że bywa ciężko. Pokoje są drogie, zaczynają się od 400 euro miesięcznie plus opłaty. Miasto jest duże, więc trzeba szukać blisko pracy, żeby nie spędzać dwóch godzin w metrze, jadąc w jedną stronę. Często trzeba przejść casting na współlokatora. Właściciele mieszkania oceniają, czy pasujesz do nich, czy nie. Kolega z Warszawy wziął udział chyba w dziesięciu castingach i niczego nie znalazł. Ostatecznie zatrzymał się kątem u znajomych, będzie szukać dalej. Ja mieszkam już z mężem, ale naszą bolączką są z kolei kosmicznie wysokie opłaty za ogrzewanie. Budynki tutaj nie są ocieplone jak w Polsce, zimą z oszczędności grzejemy może przez dwie godziny dziennie, ale później i tak dostajemy rachunek na 500 euro za dwa miesiące.
Zarobki w stosunku do kosztów życia są zadowalające?
– W mojej branży zarówno w Polsce, jak i za granicą zarobki są wysokie. Zwłaszcza że ceny w Polsce poszły teraz znacząco w górę, więc nie ma już takiej przepaści między nami a krajami Zachodu, jaka była wcześniej. Przynajmniej w kwestii wydatków. Choć oczywiście Hiszpania jest krajem droższym od Polski. Gdy wychodzimy z mężem do restauracji, musimy liczyć się z wydatkiem co najmniej 25 euro na osobę. Codziennym ułatwieniem są korporacyjne benefity: karty lunchowe, opieka medyczna, karnet na siłownię, ubezpieczenie na życie. Ogromnym wydatkiem jest na pewno zakup własnej nieruchomości. Na kupno mieszkania w centrum miasta mogą pozwolić sobie co najwyżej piłkarze Realu Madryt. My kupiliśmy dom pod miastem. Choć uwielbiam miejskie życie, etap imprez mam już za sobą, więc postawiliśmy na ciszę, spokój i zieleń. I tak mamy szczęście, że udało nam się coś znaleźć, bo wielu naszych znajomych ma problemy już na etapie kredytu. Niestety pożyczki na zakup mieszkania są tu obecnie trudno dostępne. Większość zostaje więc przy wynajmie. W mieście widać też nierówności ekonomiczne. Jest sporo ludzi, którzy pracują za 1 tys. euro miesięcznie, co wystarcza najwyżej na wynajęcie pokoju i podstawowe utrzymanie. Niestety tak jak w innych krajach, również w Hiszpanii część pracodawców wykorzystują imigrantów i zamiast 2 tys. euro, które zapłaciliby Europejczykom, płacą im o połowę mniej.
Ty odczuwasz, że jesteś obcokrajowcem?
– Mówię po hiszpańsku, pracuję w międzynarodowej korporacji, w dodatku w całości zdalnie, więc nie. Na pewno brakuje mi rodziny i przyjaciół z Polski, ale jest internet, który daje namiastkę tego kontaktu. Z tego powodu lubię co kilka miesięcy pojechać do Polski, pobyć z mamą, choć wówczas ta tęsknota często przeradza się w drobne sprzeczki, bo nie mieszkamy razem, odkąd skończyłam 20 lat. Poza tym po dwóch tygodniach w Polsce tęsknię za tym, co mam w Hiszpanii: za Madrytem, za ludźmi, za słońcem, nawet jeśli w wakacje jest tu prawie 50 st. C. Powiedziałabym, że mam dwa domy: Polskę i Hiszpanie i pewnie już zawsze będę żyć gdzieś pomiędzy.
Patrycja Głowacka* – rocznik '88, absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej oraz stosunków międzynarodowych na UMCS. Pracowała w międzynarodowych korporacjach, ambasadach oraz w Ministerstwie Spraw Zagranicznych.