Publicystyka -

Paszporty zza płotu


Gdy słyszę, że młodzi nie palą się, żeby korzystać z możliwości wyjazdów oferowanych przez Erasmusa+ najchętniej przeniósłbym ich do czasów, gdy żelazna kurtyna trzymała się mocno – pisze Wawrzyniec Pater, koordynator Eurodesku w Polsce.

Twoje felietony są nudne – powiedziała mi mama. Zmartwiło mnie to rzecz jasna, bo na opinie rodzicielki nigdy nie pozostawałem obojętny. Pocieszam się, że ten brak entuzjazmu wobec synowskich starań wynika z dość hermetycznej tematyki felietonów. Postanowiłem zatem napisać coś na tyle strawnego, żeby i mama do końca felietonu wytrwała nie tylko siłą matczynej miłości. Będzie więc mowa i o mężu, i o synu, i o wnukach i o najnudniejszym w tym gronie - z perspektywy mamy -  „panu” Erasmusie. 

Ofertę Erasmusa+ niby znam, bo w instytucji, która nim zarządza pracuję od lat, ostatnio miałem jednak sposobność, by  ją sobie gruntownie odświeżyć. A to za sprawą pracy nad publikacją o programie, która będzie przekrojowo informować o całej jego ofercie (wszystkie sektory, wszystkie akcje - także scentralizowane), a także o portalach, sieciach, certyfikatach i innych inicjatywach wspierających realizację programu. 

Szczególną uwagę zwróciłem na ofertę dla młodzieży. Trochę dlatego, że moi synowie wkraczają w wiek, w którym świadomie mogą korzystać z programu, a tak się złożyło, że jednym z fakultatywnych zajęć w szkole jednego z synów jest… projekt programu Erasmus+ w sektorze Edukacja szkolna. Jakiż więc byłby ze mnie ojciec, gdybym nie „pomógł” potomkowi w wyborze odpowiedniego fakultetu. Tym bardziej, że projekt Future of cities and urban spaces jest ciekawy, a prowadzący go nauczyciele rozumieją, że im więcej samodzielnych aktywności uczniów, tym większa wartość inicjatywy. W jej ramach uczniowie zajmują się przestrzenią miejską, przygotowując m.in. prezentację najbardziej charakterystycznych budynków w mieście. Elementem projektu są oczywiście wyjazdy do szkół partnerskich – do Francji i Hiszpanii. 

Możliwości wyjazdów oferowanych w ramach Erasmusa+ i innych programów wzbudzają we mnie największa zazdrość, a niekiedy nawet frustrację, gdy słyszę, że młodzi wcale się nie palą, żeby z nich korzystać. W tym momencie chętnie bym ich przeniósł do czasów mojej młodości, gdy żelazna kurtyna trzymała się mocno i żeby np. do takiej Szwecji na trzy tygodnie pojechać, trzeba było przyjechać (z tatą) do Warszawy, złożyć podanie o wizę w ambasadzie, potem krążyć po stolicy kilka godzin do czasu aż urzędnik pieczątkę w paszportach przybije i rozda je zza płotu wyczekującym pod ambasadą petentom. Teraz – ach, jakie to oczywiste - wyjeżdżamy gdzie i kiedy chcemy (abstrahuję od pandemii), a dzięki Erasmusowi+ możemy niemal za darmo nie tylko wyjechać, ale też spotkać się z rówieśnikami z innych krajów, uczyć się, studiować, praktykować, pracować społecznie (to w ramach Europejskiego Korpus Solidarności – o nim też piszemy w publikacji). Z oferty Erasmusa+ możemy korzystać na każdym etapie edukacji, form mobilności jest tyle – krótkie, długie, indywidualne, grupowe - że każdy znajdzie coś dla siebie, a zwiększona w porównaniu z poprzednią edycją programu ilość środków pozwala na dofinansowanie niemal wszystkich dobrych projektów. 

Od przybytku głowa nie boli – zwykł mawiać mój tata. W Erasmusie jest ich jednak tyle, że rozboleć może. Jeśli nie od czytania to od opisywania ich wszystkich. Ale czego się nie robi dla (Fundacji) rozwoju systemu edukacji. 

Wawrzyniec Pater
Koordynator sieci Eurodesk Polska

Felieton ukazał się w kwartalniku ,,Europa dla Aktywnych".

#wawrzyniecpater #mama #erasmus+ #eks

stopka strony