Na piłkarskim Oxfordzie
Jego przygoda z hiszpańskim futbolem rozpoczęła się od wyjazdu na Erasmusa. Dziś Aleksander Kowalczyk mieszka w Kraju Basków i trenuje tamtejsze drużyny.
MZ: Ucieszyłeś się, że Rober Lewandowski przeszedł do FC Barcelony?
AK: Oczywiście, bo on może pokazać, że jako Polacy nie mamy się czego wstydzić.
Jak oceniasz jego hiszpańskie początki?
Wydaje mi się, że bardzo szybko zaaklimatyzował się w klubie i, co ważne, od razu zaczął strzelać bramki. Może być z siebie zadowolony. Potrzebuje czasu, by dobrze zgrać się z zawodnikami, ale myślę, że to kwestia tygodni. Barcelonie potrzebny był taki zawodnik. Zespół tworzy mu dużo okazji, a piłkarz tej klasy raczej ich nie marnuje.
Każdy fan piłki nożnej wie, jak Robert Lewandowski znalazł się w FC Barcelona. Ale jak to się stało, że ty trafiłeś do Hiszpanii?
Kiedyś podczas rozmowy z hiszpańskim szkoleniowcem Jose Antonio Vicuñą [były asystent Jana Urbana, potem trener Wisły Płock i ŁKS Łódź – przyp. red.], zapytałem, co mam zrobić, żeby być coraz lepszym trenerem. Odpowiedział, żebym wyjechał do Hiszpanii. Tak też zrobiłem i uważam, że była to jedna z najlepszych decyzji, jakie podjąłem w życiu. Jako pasjonat piłki nożnej chyba nie mogłeś lepiej trafić? Tak. Zawsze podkreślam, że Hiszpania to idealne środowisko do tego, by się rozwijać, zarówno jako trener, jak i jako zawodnik. Kraj Basków [wspólnota autonomiczna w północnej Hiszpanii – przyp. red.] określam jako Oxford wśród piłkarskich uniwersytetów. Mamy tu mnóstwo dobrych klubów, m.in.: Athletic Bilbao, Deportivo Alavés czy Eibar, ale także wielu znakomitych trenerów i zawodników. Czuję się uprzywilejowany, że mogę tu pracować.
Po raz pierwszy trafiłeś do Hiszpanii jako student, na stypendium Erasmusa.
Tak, w Polsce studiowałem dwa kierunki: zarządzanie w Szkole Głównej Handlowej (SGH) i wychowanie fizyczne na warszawskiej Akademii Wychowania Fizycznego (AWF). Na ten pierwszy poszedłem, gdyż chciałem podtrzymać rodzinną tradycję – rodzice są absolwentami SGH. Jednak nie do końca się tam spełniałem i postanowiłem zacząć jeszcze drugie studia, bo marzyłem o tym, by zostać trenerem piłkarskim. SGH jednak nie rzuciłem, co więcej, to właśnie z tej uczelni wyjechałem na Erasmusa. Marzyłem o Hiszpanii.
Znałeś wcześniej język hiszpański?
Uczyłem się go już w liceum, a potem na studiach, ale tak naprawdę uważam się za samouka, gdyż najwięcej postępów robiłem, czytając hiszpańskie artykuły i książki o piłce nożnej czy też rozmawiając ze sportowcami z tego kraju. Pamiętam, że w liceum raz nawet miałem na świadectwie dwóję z hiszpańskiego, jednak maturę z tego języka zdałem na 100%!
Jadąc na Erasmusa, miałeś w głowie jakiś konkretny plan związany z pobytem w Hiszpanii?
Chciałem pojechać do Pampeluny, gdzie mieszkał trener Jan Urban i wymyśliłem, że będę z nim współpracował (śmiech). Miałem też w planach Barcelonę i Madryt, ale z tych pomysłów nic nie wyszło. Ostatecznie trafiłem do Bilbao i nie żałuję.
I jak minęło ci te pół roku na Erasmusie w Bilbao?
Wykorzystałem ten czas do maksimum! Na uczelni miałem dużo ciekawych zajęć z ekonomii i kurs języka hiszpańskiego. Nawiązałem też wiele sportowych kontaktów. Starałem się za dużo nie imprezować, by móc wcześnie wstawać i jak najwięcej czasu spędzać w środowisku piłkarzy i trenerów. Razem oglądaliśmy mecze, dużo rozmawialiśmy. Dzięki temu – po skończonych studiach w Polsce – łatwiej było mi wrócić do Bilbao. Miałem już przetarte ścieżki i liczne kontakty.
Dlaczego zdecydowałeś się na stałe przeprowadzić do Hiszpanii? Polskie kluby też potrzebują fachowców.
W Polsce jest bardzo dużo trenerów na wysokim poziomie. Zostając w ojczyźnie, byłbym zapewne jednym z tysiąca niezłych szkoleniowców, ale bez możliwości przebicia się na wyższy poziom. Uznałem, że w Hiszpanii łatwiej mi będzie rozwinąć trenerskie skrzydła.
Mimo młodego wieku masz imponujące osiągnięcia. Jesteś jednym z najmłodszych polskich trenerów posiadających licencję UEFA Pro, czyli najwyższy certyfikat trenerski. Co trzeba zrobić, by ją uzyskać?
Wymagało to ode mnie naprawdę dużego nakładu pracy, bo ten kurs w Hiszpanii stoi na bardzo wysokim poziomie. Trwało to prawie rok. W tym czasie musiałem napisać pracę dyplomową i ją obronić oraz odbyć praktyki w klubie piłkarskim. Jak mówi jeden z moich mentorów, Mikel Etxarri [selekcjoner reprezentacji Kraju Basków – przyp. red.], człowiek uczy się do ostatniego dnia swojego życia. Jako trenerzy musimy się cały czas rozwijać.
Co dała ci ta licencja?
Najwyższe uprawnienia trenerskie. Z taką licencją mogę pracować nawet w Realu Madryt, chociaż tam akurat konkurencja jest duża (śmiech). Daje mi też spokój, bo gdy już ją zdobyłem, mogę skupić się na mojej pracy. Nie czuję się jednak lepszy od innych trenerów, bo jest naprawdę wielu dobrych szkoleniowców, którzy takiej licencji nie mają. Uważam, że kluczowe jest to, co oferujesz zawodnikom na boisku i jak ich motywujesz, a nie jaki papier posiadasz.
Spotykasz w Hiszpanii innych polskich trenerów, którzy – tak jak ty – robią tam sportową karierę?
Widuję trenerów, którzy przyjeżdżają do Hiszpanii na krótkie pobyty, jednak nie spotkałem jeszcze nikogo, kto postawiłby – tak jak ja – wszystko na jedną kartę i się tu przeprowadził. Żeby być tu, gdzie jestem, poświęciłem moje życie rodzinne i prywatne, więc nie była to łatwa decyzja.
Czym się obecnie zajmujesz?
Prowadzę drużynę rezerw klubu Sestao River w kategorii U23 [zawodnicy do lat 23 – przyp. red.]. Jest to jeden z ważniejszych zespołów w regionie.
Od 2014 roku prowadzisz także stronę internetową futbolespanol.pl, na której można znaleźć specjalistyczne artykuły na temat piłki nożnej. Skąd pomysł na takie przedsięwzięcie?
Praca trenera w Hiszpanii, choć daje mi dużo szczęścia, nie zapewnia jeszcze wystarczających dochodów. Z samego bycia trenerem bym się nie utrzymał, dlatego muszę robić szereg innych rzeczy. Strona futbolespanol.pl to mój autorski pomysł. Publikuję na niej komentarze i analizy meczów hiszpańskiej ligi. Jakiś czas temu rozszerzyłem ten projekt o futbolespanol.pl on tour, czyli jeżdżę po Polsce, organizuję szkolenia i przekazuję wiedzę o hiszpańskiej piłce. Wydałem też książkę, współpracuję z PZPN, a dla Canal+ przygotowuję piłkarskie analizy. Nie wszyscy, z uwagi na barierę językową lub brak czasu, mogą zagłębić się w tajniki hiszpańskiego futbolu, więc ja to opisuję i objaśniam. Mam nadzieję, że dzięki temu udaje mi się czasami inspirować polskich trenerów. Ktoś kiedyś powiedział, że ten, kto naucza, uczy się podwójnie. Staram się podążać tą ścieżką.
A kiedy polska reprezentacja gra z hiszpańską, komu kibicujesz?
Nie kibicuję konkretnej drużynie, tylko dobrej piłce. Staram się wyciągać wnioski z tego, co widzę na boisku, ale także dobrze się bawić podczas każdego meczu.
Aleksander Kowalczyk – absolwent zarządzania w Szkole Głównej Handlowej (2016 r.) oraz wychowania fizycznego w Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie (2017 r.). Karierę szkoleniowca rozpoczął w klubie UKS Varsovia Warszawa, gdzie od września 2013 r. do czerwca 2017 r. był I i II trenerem. W 2017 r. przeprowadził się do Hiszpanii i od razu zajął się szkoleniem grup młodzieżowych takich zespołów jak: SD Duesto i FT Askartza. W latach 2017–2020 był analitykiem dla drużyny z tureckiej Süper Lig – Göztepe SK, zaś w latach 2020–2021 – asystentem w I zespole CD Laudio. Od sierpnia 2021 r. pracuje jako trener Sestao River Club. W 2019 r., jako najmłodszy polski szkoleniowiec, zdobył licencję UEFA Pro. Odbył wiele staży i praktyk w klubach piłkarskich, m.in. w: Athletic Bilbao, FC Sevilla, Dinamo Zagrzeb, Sparta Praga. Jest współautorem wydanej w 2018 r. książki 100 zdań o piłce nożnej, prowadzi stronę poświęconą hiszpańskiemu futbolowi (futbolespanol.pl).
Zainteresował Cię ten tekst?
Przejrzyj pełne wydanie Europy dla Aktywnych 4/2022.