Publicystyka -

Godne zarabianie


Największa zaleta niemieckiego rynku pracy? Większość osób jest w stanie zarobić na tyle dużo, by na wynajem mieszkania przeznaczyć nie więcej niż 30 proc. pensji.

Jak oceniasz rynek pracy w Niemczech?

Magdalena Starszak*: Gdy zaczęłam szukać tu zatrudnienia, zależało mi przede wszystkim na przestrzeni do rozwoju i dobrej kulturze pracy. Sądziłam, że w Polsce tego nie znajdę, więc spróbowałam w Berlinie. Po latach wiem, że kapitalistyczna, liberalna toksyczność nie omija i tego rynku, nawet start-upów, z którymi jestem związana niemal od początku kariery. Dostrzegam, że stół do ping-ponga i owocowe czwartki to tylko pozory dbałości o pracownika, choć po latach udało mi się znaleźć miejsce, w którym rzeczywiście czuję się dobrze.

Jak wspominasz swoją pierwszą pracę w Niemczech?

Wcześniej pracowałam w start-upie we Wrocławiu, ale czułam, że to nie miejsce dla mnie, więc zaczęłam rozglądać się za innymi ofertami, a tych w branży start-upów technologicznych było dużo właśnie w Berlinie. Tak, aplikując online i odbywając zdalnie rozmowę rekrutacyjną, zostałam zatrudniona w firmie zajmującej się marketingiem aplikacji randkowych z obszaru adult entertainment. To rodzaj Tindera, tylko dużo bardziej nastawiony na relacje seksualne niż emocjonalne. Wcześniej w Berlinie byłam tylko na weekend, więc zupełnie nie znałam miasta. I tutejszego rynku pracy. Po latach wiem, że wykorzystano moją niewiedzę. Zaproponowano mi 30 tys. euro rocznie, choć to pensja juniora, a ja byłam seniorem. Moja druga firma półtora roku później zapłaciła mi 60 tys. euro, więc wiem, że w pierwszej wycena mojej pracy była zupełnie niedoszacowana. Niestety to częsta praktyka, zwłaszcza w stosunku do osób z Europy Środkowo-Wschodniej, które często są skłonne pracować za mniejsze pieniądze. Warto przed negocjacją pensji dokładnie zbadać rynek. 

A jaka była atmosfera w pracy?

To był jej ogromny plus, zresztą jak w innych start-upach nastawionych na zatrudnianie międzynarodowego środowiska. Wówczas w firmie pracują ludzie z całego świata, każdy jest skądś i chętnie poznaje innych. W ten sposób można szybko zyskać znajomych w nowym mieście, bo wszyscy szukają ze sobą kontaktu, wychodzą razem po pracy. Wiele firm z branży marketingowej czy technologicznej zresztą chwali się, że np. zatrudnia ludzi z 36 krajów, a w biurze mówi się 20 językami. Niestety często zdarza się, że w zarządach tych firm są tylko biali Niemcy, a zatrudnianie osób spoza Unii Europejskiej wiąże się z uzależnianiem od siebie pracowników w związku z dostępem do wizy. Dostrzeżenie tego mechanizmu zajęło mi chwilę.

Z tego powodu zmieniłaś pracę?

- Wówczas nie miałam jeszcze takiej świadomości. Zrezygnowałam, bo atmosfera w biurze zaczęła się psuć. Rynek się zmienił, firma zaczęła ciąć koszty, zwalniać ludzi. Mnie nie zwolniono, ale czułam, że to już nie jest to, przestałam dogadywać się z menadżerem, który kiepsko zarządzał zespołem. Zmieniłam pracę na dużo lepiej płatną, w której dostałam stanowisko Head of Sales. To również była firma marketingowa, a ja miałam zbudować zespół sprzedażowy. Na początku wszystko szło dobrze, ale z czasem, wraz z pojawieniem się nowego menadżera, wprowadzono bardzo korporacyjny, hierarchiczny styl pracy, bezwzględny i pozbawiony szacunku zwłaszcza dla osób mniej uprzywilejowanych, np. stażystów. Mnie z dnia na dzień odsunięto ze stanowiska, mówiąc, że się nie nadaję. Mimo że wcześniej moja praca była cały czas nadzorowana i dobrze oceniana. Potem okazało się, że zmieniła się wizja, a na tym stanowisku zatrudniono osobę z doświadczeniem w zakładaniu własnego biznesu. Rozumiem to, ale nie rozumiem sposobu, w jaki mi to zakomunikowano. Mogłam zostać w firmie z tą samą pensją na innym stanowisku, ale z czasem dostrzegłam, że przez sposób zarządzania i atmosferę cierpi moje zdrowie psychiczne. Z tego powodu poszłam na kilkumiesięczne zwolnienie lekarskie, które w Niemczech przez pierwsze sześć tygodni jest płatne w 100 proc., a potem wynosi 70 proc. dotychczasowych zarobków.

Jak wspominasz ten czas?

Trafiłam na świetnych, wyrozumiałych lekarzy. Nawet mój lekarz rodzinny podkreślał, żebym dała sobie czas na odpoczynek, nie zastanawiała się, co będzie dalej i czy znajdę nową pracę. Na szczęście w Niemczech świadomość takich problemów, jak wypalenie zawodowe czy depresja, jest bardzo duża. Do poprzedniej firmy już nie wróciłam. Złożyłam jedną aplikację do innej, której profil mnie zainteresował. To branża mało jeszcze w Polsce znana, czyli społecznie zaangażowanych przedsiębiorstw. To firmy czy start-upy zorientowane nie tylko na zarabianie pieniędzy, ale również realizację celu społecznego. Okazuje się, że da się to pogodzić, nawet w marketingu. W firmie, w której dostałam pracę, zajmujemy się kwestiami zrównoważonego rozwoju i ekologii. W czasie pracy 24 września poszliśmy razem na strajk klimatyczny. Mamy tzw. manifest menstruacyjny, zgodnie z którym osoby menstruujące mogą wziąć nadprogramowe wolne, jeśli źle się czują. Regularnie odbywają się spotkania, na których rozmawiamy, jak się czujemy, jak sobie radzimy, w jakim stanie jest nasza kondycja psychiczna. To zupełnie inne podejście do pracownika.

A co z zarobkami?

Zarabiam teraz mniej niż w poprzedniej firmie, ale coś za coś. Mam więcej spokoju. Poza tym obecna pensja pozwala mi żyć w Berlinie na bardzo dobrym poziomie. Dopiero po przeprowadzce do Niemiec zrozumiałam, na czym polega zarabianie na życie. Tutaj większość osób jest w stanie zarobić na tyle dużo, by na wynajem mieszkania przeznaczyć nie więcej niż 30 proc. swojej pensji. Oczywiście dostępność mieszkań w Berlinie jest niewystarczająca, trudno je znaleźć, ale wynajem jest stosunkowo tani w porównaniu do zarobków i korzystniejszy niż np. w Warszawie. Czynsze często są regulowane, właściciele nieruchomości muszą zmieścić się w wyznaczonych przez miasto widełkach, a jeśli kolejnemu lokatorowi za mocno podniosą stawkę, ten może się odwołać do sądu. Prawo chroni wynajmujących, którzy dodatkowo zrzeszają się w rozmaitych organizacjach lokatorskich.

Zamierzasz zostać w Berlinie?

Na pewno nie chcę wracać do Polski, bo tu mi dobrze. Mówię po niemiecku, choć nie tak dobrze jak po angielsku, bo w tym języku pracuję. Pewne rzeczy bez znajomości niemieckiego jednak trudno tu załatwić, a biurokracji jest sporo. Na początku trzeba wystąpić o nadanie numeru podatkowego, zarejestrować swój pobyt w Niemczech, dopiero wtedy można założyć konto w banku. Ten etap mam już za sobą i dziś czuję się w Berlinie tak swobodnie, że bez problemu mogłabym zostać tu do końca życia, zwłaszcza że blisko stąd do rodziny w Polsce. Mogę wsiąść w pociąg i zobaczyć bliskich po czterech godzinach jazdy. Nie wykluczam jednak, że przez parę miesięcy pomieszkam jeszcze w innej części Europy czy świata. Umożliwiła to popularyzacja pracy zdalnej. Moi znajomi w czasie pandemii pracowali dla niemieckich firm, będąc np. na Wyspach Kanaryjskich. To też jest jakiś pomysł na pracę.


*Magdalena Starszak rocznik '87, absolwentka politologii na Uniwersytecie Warszawskim. Zajmowała się marketingiem afiliacyjnym, w 2022 r. zmieniła ścieżkę zawodową i dołączyła do sektora przedsiębiorstw ekonomii społecznej.

#Niemcy #PracujwEuropie #PracawEuropie

stopka strony