Połączyła nas miłość do Włoch
Czas we Włoszech płynie wolniej. Przekonała się o tym Martyna, która zdobyła prestiżowe stypendium i przez dwa lata łączyła studiowanie z odkrywaniem, w czym kryje się sekret dolce far niente.
Jak znalazłaś się w prestiżowym
gronie stu Europejczyków, którzy otrzymali stypendium rządu włoskiego?
O stypendium ubiegałam się dwukrotnie: za pierwszym razem
wyjazd związany był z moją pracą magisterską na wydziale polonistyki-komparatystyki.
Zajmowałam się odbiorem twórczości włoskiej poetki w Polsce oraz polskimi
tłumaczeniami jej wierszy, a bibliografia potrzebna mi do pracy znajdowała się
tylko we włoskich bibliotekach i archiwach. Niestety, nie udało się. Rok później,
po dwóch obronach, zdecydowałam się zaaplikować ponownie: tym razem o 9-miesięczne
stypendium na studia na Uniwersytecie dla Obcokrajowców w Perugii.
Co było Ci potrzebne
podczas procesu aplikacji?
Potrzebowałam opinii dwóch profesorów, dyplomu ukończenia studiów licencjackich
oraz uzasadnienia mojego wyboru. W moim przypadku była to chęć nauczania języka
włoskiego w Polsce, praca we włoskich instytucjach kultury oraz ogólnie
promocja Bel Paese w moim kraju. Stypendium wynosi 900 euro miesięcznie, można
je otrzymać na 3, 6 lub 9 miesięcy przez 2 lata studiów. Dodatkowo stypendysta
jest zwolniony z obowiązującego we Włoszech czesnego.
Krakowska italianistyka dobrze przygotowała mnie na studia w Perugii. Ale nie obeszło się bez wpadek językowych, które pojawiały się podczas codziennej rozmowy z nowymi znajomymi. Czasami mówiłam do nich językiem zbyt literackim i archaicznym – wyuczonym na studiach w Polsce. Pamiętam, że podczas przejażdżki kultowym samochodem cinquecento vecchia, przyznałam mojemu koledze, że zawsze marzyłam o tym, żeby zostać „zdobytą” w tym samochodzie. Miałam na myśli to, że zawsze marzyłam o przejażdżce tym uroczym pojazdem.
W takim razie czego się obawiałaś przed wyjazdem?
Moje największe obawy związane były z finansami. Stypendium rządu włoskiego rozpoczynało się w styczniu, a ja musiałam znaleźć sposób na to, żeby utrzymać się bez niego przez pierwsze trzy miesiące. Włochy kojarzyłam jako droższy kraj europejski, w którym trudno o pracę. Na szczęście Perugia okazała się miasteczkiem zdecydowanie na studencką kieszeń, gdzie bardzo łatwo było znaleźć dorywcze zajęcie, jak np. weekendowa praca w restauracji czy pomoc podczas różnych festiwali.
Czyli nawet obcokrajowcy mogą zaangażować się w ciekawe inicjatywy?
Perugia, w której mieszka 160 tys. osób, nie oferuje zbyt wiele jeśli chodzi o perspektywy zawodowe, ale ma za to bardzo bogatą ofertę wydarzeń kulturalnych. Można odbyć wiele stażów, np. podczas Międzynarodowego Festiwalu Dziennikarstwa (International Journalism Festival) lub Festiwalu Muzyki Jazzowej (Umbria Jazz Festival). Ja pracowałam podczas dwóch edycji festiwalu filmów dokumentalnych PerSo Film Festival. Do konkursu dostało się wiele dokumentów z Polski i pracowałam przy nich jako tłumacz audiowizualny.
Wcześniej byłaś na Erasmusie w Mediolanie. Co dał Ci ten wyjazd?
Wyjazd do Mediolanu był pierwszym spotkaniem z włoskim systemem edukacji, to tam zakochałam się we Włoszech i zamarzyłam, żeby na miejscu kontynuować studia magisterskie. Myślę, że każdy student, szczególnie filologii obcych, powinien wyjechać na Erasmusa. Taka przygoda poszerza horyzonty i inspiruje do kolejnych działań.
Studiowałaś na uniwersytecie dla obcokrajowców. Czy faktycznie było tak międzynarodowo?
Studiowałam z ludźmi z Libii, Bangladeszu, Chin, Gruzji – ale w grupie było też dużo Włochów, którzy teraz zajmują się nauczaniem języka włoskiego poza granicami kraju. Ten czas był dla mnie bardzo inspirujący: dowiedziałam się o wiele więcej o islamie, poznałam smaki innych krajów. Wspólnie spędziliśmy wiele wieczorów, podczas których dyskutowaliśmy o różnicach społeczno-kulturowych pomiędzy naszymi krajami. W Perugii znajduje się również szkoła dla studentów z USA, Umbria Institute, dzięki której poznałam sporo osób z Ameryki. Wszystkich nas połączyła miłość do Włoch.
Jakie są różnice między włoskimi i polskimi uczelniami?
Na włoskich uniwersytetach przeważają egzaminy ustne. Przez dwa lata miałam tylko jeden egzamin pisemny – z lektoratu z języka angielskiego. We Włoszech między 13 a 15 jest obowiązkowa przerwa na posiłek, w tych godzinach nie ma zajęć. Dużą różnicę można zauważyć w organizacji sesji egzaminacyjnej. Letni semestr akademicki kończył się pod koniec maja – a egzaminy trwały przez 1,5 miesiąca. Kolejny semestr rozpoczynał się w październiku, a kończył wraz z przerwą świąteczną. Mieliśmy dwa miesiące na to, żeby zdać wszystkie egzaminy, odpocząć i przygotować się do następnego roku. Nie zauważyłam za to różnicy w podejściu wykładowców. Poza taką, że włoscy profesorowie częściej pytali nas, co dobrego zjedliśmy na obiad i czy tęsknimy za kuchnią z naszych krajów.
Czy jeśli chodzi o załatwianie formalności i – na przykład— wizyty w sekretariacie, trzeba nastawić się na włoski chaos?
Trzeba uzbroić się w cierpliwość, ale jeśli do sekretariatu przyjdziemy z założeniem, że czas we Włoszech płynie wolniej, to na pewno uda nam się znaleźć piękno również podczas oczekiwania w kolejce. W tym czasie można przecież kogoś poznać, poczytać lub po prostu posłuchać języka włoskiego – a wtedy chaos staje się po prostu nieuporządkowanym ładem.
Jak wyglądała kwestia zakwaterowania w Perugii?
Mieszkałam w samym centrum miasta, moją współlokatorką była właścicielka mieszkania. Koszty utrzymania w Perugii są niewielkie w porównaniu do innych włoskich miast. Miesięcznie można zmieścić się w kwocie 250-300 euro. Dodatkowym atutem miasta jest to, że jest niewielkie – mieszkając w centrum nie trzeba korzystać z komunikacji miejskiej. Uniwersytet, znajomi, kina (w samym centrum jest aż 5 kin studyjnych), teatr i dodatkowa praca – wszystko było w promieniu 15 minut spokojnego spaceru z widokiem na pasmo Apeninów Środkowych!
Jakie jest Twoje najlepsze wspomnienie z Perugii?
Perugia dostarczyła mi wielu pięknych chwil. Większość związana jest z podróżami po Umbrii – nazywanej zielonym sercem Włoch. Były to górskie wycieczki, kąpiele w jeziorach, zachwyty nad architekturą, malarstwem czy muzyką jazzową, która raz w roku na 10 dni rozbrzmiewała w mieście od świtu do nocy. W Perugii poznałam również przyjaciół, z którymi jestem w stałym kontakcie do dziś. Codziennie tęsknię za słońcem i za radością życia, jaką widziałam w ludziach.
Czy uważasz, że wyjazd na studia za granicę ma znaczenie w Twoim CV?
Zdecydowanie! Myślę, że to doświadczenie otworzyło mi wiele ścieżek do kariery związanej z pracą z Włochami – np. dostałam wymarzoną pracę we Włoskim Instytucie Kultury w Warszawie. Cały czas uczę też języka włoskiego, a wiedzą zdobytą podczas studiów dzielę się z moimi uczniami.
Martyna Ślosarczyk, 32 lata
- studiowała nauczanie języka włoskiego jako obcego na Uniwersytecie dla Obcokrajowców w Perugii,
- skończyła italianistykę i komparatystykę na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie.
Rozmawiała Karolina Ludwikowska
Wywiad ukazał się w publikacji Eurodesk Studia bez granic.